Fragment 6
Karol (Gizmo)
Zadanie domowe Maćka
To mogło być wspaniałe sobotnie przedpołudnie. Piłem sobie piwko, leżąc wygodnie na nowiuteńkim szezlongu – prezencie od córek. Uważały, że tatuś się napracował ciężko całe życie, a zawsze narzeka, że co się na kanapie położy, to ktoś go zgania bo chce usiąść i biedny tak siedzi w fotelu powyginany. Pamiętałem, że jak mi go dawały to mówiły, że ja taki właśnie kochany i biedny i to taki pomysłowy prezent.
Agata patrzyła z nienawistną miną, gdy jej wręczyły jakiegoś kwiatka w doniczce, nawet to ładne nie było, ale przecież nie będę się tym martwił, ja miałem szezlong i to z taką dziurką w podłokietniku po jednej stronie, w sam raz na kubek to było, albo na piwko, a z drugiej to bez problemu mogłem pilota, albo komórkę położyć.
– Mamo, mamo, bo ja nie wiem! – wołał Maciej, a przecież już na samym początku mówiłem, że to mogło być wspaniałe sobotnie przedpołudnie.
– No to jest syneczku samochód – powiedziała Agata. Przyszła do tego pokoju w ogóle z jakąś łyżką do mieszania, czy czymś takim. Od razu zaczęły mnie oczy szczypać bo zdałem sobie sprawę, że kiełbasę z cebulą smaży.
– Ja nienawidzę cebuli – powiedziałem do niej i usiadłem tak, że moje stopy dotykały paneli.
– Wiem przecież, dla Maciusia smażę – oznajmiła i zniknęła. Ten kto głosi, że taki beniaminek na stare lata to dla małżeństwa prawdziwy skarb, ten zmieniłby swoją teorie w minutę, gdyby tylko poznał mojego syna. Znów się położyłem, wyłączyłem telewizorek, starałem się zdrzemnąć, a tu znowu:
– Mamo, mamo, bo ja nie wiem!
– To jest helikopter – odpowiedziała i znów zniknęła.
– Nie pasuje! – krzyknął.
– Czy ty możesz być ciszej? – zapytałem się ostro własnego syna.
– Karol, właśnie, ty weź mu pomóż zamiast leniuchować! Ja tu trzy różne obiady robię, bo ja się odchudzam, ty nie jesz cebuli, a Maciuś to… – No i to był stanowczy koniec pięknego przedpołudnia.
– Pokaż co tam masz – poleciłem i usiadłem przy nim. Miał krzyżówkę i pełno pojazdów naokoło, ponumerowanych. – To trzeba wpisać w te kratki.
– No wiem, przecież, za idiotę mnie ojciec ma? – zapytał ten szczeniak, nad którym się tyle napracowałem w anielskiej niewiedzy, a do którego stanowczo nie miałem anielskiej cierpliwości.
– No to czemu nie wpisujesz? – zapytałem.
– No bo nie pasuje – stwierdził taki wkurzony i aż ołówek przy tym złamał.
– Jak to nie pasuje. Ej, no rzeczywiście. Agata! – krzyknąłem do żony.
– Karol, to jest krzyżówka na poziomie… – mówiła, mówiła, mówiła i stała obok Maciusia, a ja dostrzegłem Emilkę w drzwiach, która tak zabawnie ruszała ustami jak Agata i tak jakby ją przedrzeźniała, nawet gestykulowała tak jak ona. Rozbawiło mnie to niesamowicie. – Karol nie śmiej się tylko co ci nie pasuje? – zapytała.
– No ten cały halikopter – odpowiedziałem.
– Helikopter jak już. Przecież jest odpowiednia ilość liter.
– No tak, ale tu jest motocykl, pisany w tą stronę, co świadczy, że musi się kończyć na „c”, a nie na „k”, kochanie. Ten twój halikopter odlatuje – odrzekłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz