Fragment 3
Karol (Gizmo)
Oceny, gwoździe, szwagierka
Kobiety – takie stworzonka, niby to fajne, niby miłe, niby
kochające, ale czasami ta ich fajność gdzieś ulatuje na krótszy lub dłuższy
moment, przestają być na ten okres miłe i robią wszystko by uprzykrzyć nam,
mężczyzną życie.
– Karol, ale prosto to…
– Przecież poziomuje – przerwałem jej, siląc się na
najbardziej przyjemny ton jaki tylko dam rade z siebie wydobyć. Niestety
brzmiało jakby mnie przed krzyżowaniem biczowali.
– Poziomicy nawet nie masz – stwierdziła, jakby się kurwa
znała na tym. W życiu nawet gwoździa nie wbiła.
– Bo mam oczy, kochanie. I to całkiem sprawne oczy –
odrzekłem.
– A twoja matka mówiła kiedyś, jak u niej byliśmy, że
powinieneś okulary nosić, ale stwierdziłeś, że to nie pasuje do ciebie
całkowicie, więc tą wadę zignorowałeś – powiedziała rzekomo miło i
sympatycznie, a we mnie krew pierw zaczęła wrzeć, a potem pojawiła się myśl pod
tytułem „ignoruj złośliwości tej baby”.
– Wrzeszcz od radu – powiedział Bartek wpadając do kuchni.
Rzucił jakąś kartką na stół, tuż przed oczy Agaty, a potem rozpiął z uprzęży
tego swojego pupila, który nie wiadomo po jaką cholerę stał pod drabiną, na
której ja stałem i ujadał jak na włamywacza jakiegoś.
– To twoja kartka? – dopytywała Agata, a Karolina w tym
czasie weszła do mieszkania.
– Cześć wszystkim – rzuciła i od razu uznała, że muszę wziąć
tą drabinę, bo ona musi do toalety. No kurwa! Jak ja miałem powiesić te
półeczkę na nie wiadomo co, oraz wbić gwoździe na ramki kiedy każdy mi
przeszkadzał? Zszedłem w końcu na ziemię, odwróciłem kartkę z ocenami Bartosza
w swoim kierunku, popatrzyłem chwilę z udawanym większym zainteresowaniem, niż
w rzeczywistości.
– Nie tak źle, żadnej jedynki, ale chłopie cztery z w–f–u?
Potrenować musimy, koniecznie – zwróciłem się do Bartka i odwróciłem kartkę tak
jak była wcześniej.
– No może jeszcze mam klaskać z radości?
– No pewnie, prawie same tróje i czwóry, no jedna dwója –
odpowiedziałem, bo Bartek milczał. Nie rozumiałem dlaczego ona tak strofuje
tego dzieciaka. – No i piątka jedna to się równoważy – dodałem z uśmiechem.
– Ta piątka to z religii – stwierdziła z nietęgą miną moja
żona. – I to są twoje ambicje? – Tym razem pytanie skierowała do brata.
– Może będzie księdzem, co cię jego upodobania tak rażą,
kochanie?
– Weź tam lepiej przybijaj dalej, a nie się wtrącasz. –
Oczywiście zignorowałem to jej polecenie. – Nie stać cię na więcej? – zapytała
Bartka, który stał oparty o umywalkę i jej słuchał z nadzieją, że szybko
skończy. W sumie ani trochę się jemu nie dziwiłem.
– Na pewno stać, ale czasami lepiej odpuścić i mieć czas
wolny prawda Bartek? W końcu nie samą nauką człowiek żyje. – Postanowiłem nie
milczeć, bo szkoda mi było dzieciaka.
– Miałeś przybijać. – Przy tych słowach moja żona wbiła we
mnie sama z tysiące gwoździ, tym swoim wzroczyskiem.
– Mam przerwę, prawo pracy tak nakazuje – odciąłem się.
– To idź sprawdź czy cię w drugim pokoju nie ma.
– Co kurwa? – zapytałem już wkurwiony na maksa.
– Karol ma siostra racje tak trochę, ale ja i tak lepiej nie
umiem, tyle mi starcza – stwierdzi Bartek zapewne chcąc załagodzić sytuacje.
Pomimo, że go słyszałem to postanowiłem się do tego nie odnosić, a wyjaśnić o
co mnie chodzi.
– Agata to też moje dziecko prawnie, więc tez moja sprawa.
Jestem tak samo opiekunem prawnym jak i ty.
– Ale gadasz głupoty.
– Jakie głupoty? Nie umie na więcej, ciesz się, że się uczy
na tyle. – Dla mnie jej stanowisko było kompletnie nie pojęte, więc
postanowiłem trzymać się swojego.
– Może trzeba mu pomóc by umiał na więcej? – dopytywała
Agata, z nadzieją w głosie, że wreszcie przejdę na jej stronę.
– Gdyby moje świadectwo tak wyglądało, to by mnie matka nad
niebiosa wychwalała.
– To nie świadectwo, a oceny na półrocze – wymądrzała się ja
zwykle moja żona. Karolina to to mądrzenie chyba po niej odziedziczyła.
22:50:37
– Ty widziałaś kiedyś moje świadectwo?
– Tak na demotywatorach – odrzekła i złożyła ręce na piersi.
– Ja nawet na korepetycje chodziłem, matka polonistką była,
a ja z polskiego dwa na szynach. Naprawdę oceny nie świadczą o wiedzy.
– To współczuje naszym dzieciom, jeśli geny po tatusiu
odziedziczyły.
– Może się jakaś szmata na niego uwzięła , no nie Bartuś? –
zapytałem, a Karolina w tym czasie wyszła z łazienki w samej bieliźnie. Nie
powiem, bo oko na chwilę zawiesiłem, kształty miała kobiece, ale ostatecznie to
jeszcze dziecko było.
– Może byś się tak ubrała! – wrzasnęła na nią Agata kiedy
tamta szła do pokoju.
– A co, w życiu Karol na plaży nie był? – zapytała ze
złością Karolina i wróciła się, stanęła w drzwiach kuchni. – Stanik i majtki z
pewnością widział.
– Pewnie, szwagiera, ja nawet kiedyś bielizną damską
handliczyłem – rzekłem pewnie, a potem spojrzałem na naburmuszoną minę mojej
żonki, a kiedy powróciłem wzrokiem do Karoliny, by poprawić sobie humor choćby
jej biustem, czy płaskim brzuchem, to tej już nie było.
– To może ja też wyjdę? – zapytał Bartek.
– Idź, idź, nie martw się niczym, nawet tymi szmatami co oceny
zaniżają. Zabiorę cię jutro na pizzę w nagrodę, albo do macka, a potem spalimy
to razem w piłeczkę grając.
– Karol, jaka szmata, co ty mu z mózgu robisz?
– Już się ubrałam – wyjaśniła Karolina, stając w drzwiach w
sweterku popielatym, zapiętym na bluzce, takiej zielonej. Do tego rurki
obcisłe, uwidaczniające jej kształty.
– Idź do siebie – warknęła na nią Aga.
– Ale co się dzieje? – dopytywała Karolina chwytając za
jabłko, przetarła je dłonią i ugryzła.
– Agata uważa, że nie ma nauczycielek szmat – odpowiedziałem
zgodnie z prawdą, a żona omal mnie wzrokiem nie zabiła.
– Są, ta ostatnio się uwzięła na mnie ta z matmy, ale mi
Tomek pomógł i mi dała cztery.
– Czyli się dało, jak
się chciało. – Agata musiała prawić te swoje mądrości. – Może on by tak Bartka
poduczył.
– Tomek? – zadrwiłem.
– Mnie jej, znaczy jego siostra uczyła – pośpiesznie
Karolina sprostowała.
– To może ona by Bartka poduczyła – zaproponowała Aga.
– Nie, ona nie ma czasu, na pewno – rzekła pewnie Karola i
jadła dalej to jabłko.
– Ja zrobię wszystkim herbaty. Bartek chcesz herby z cytrą?
– krzyknąłem w kierunku pokoju.
– Pewnie! – odkrzyknął, ale na tyle cicho by Emilki nie
obudzić.
– Nie czepiaj się brata, stracił rodziców, ciesz się, że
roku nie zawalił – powiedziałem do Agaty ostro, po czym odpaliłem gaz zapałką i
położyłem czajnik na palniku.
– Co nie znaczy, że masz go zniechęcać do nauki! – niemal
wrzasnęła moja żona.
– Ciszej, dziecko obudzisz.
– Nie zniechęcam, bardziej go zniechęcasz ty, dręcząc go, by
się non stopka uczył.
– To ja może, ten, no, serial leci. Karol ja potem mam
sprawę do ciebie, tylko do ciebie, prywatnie w cztery oczy, bez ciebie
Agata, bez podsłuchiwaczy żadnych.
– To skocz no ze mną teraz po gwoździe – zaproponowałem, bo
półeczkę już przykręciłem, ale gwoździ do ramek brakowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz