wtorek, 16 kwietnia 2013

Pieniądze - moje, twoje czy nasze... – Fragment 5

Fragment 5
Agata (Michalina)
Agata na zakupach, kilka lat później...

Pierwsze promienie słońca dotarły do moich oczu przerywając mi błogi sen. Zdążyłam obudzić się przed piejącym kogutem, choć zazwyczaj rzadko udawało mi się wstać bez budzika. Karol jeszcze spał, ale nie ma się co dziwić, skoro niedawno wrócił. Wyszłam po cichu do łazienki, odświeżyłam się i poczłapałam do kuchni. Mimo, że był początek września, pogoda za oknem była cudowna. Słońce delikatnie oplatało promieniami mury pobliskich domów i sprawiało, że drzewa w pobliskim parku wyglądały wręcz magicznie.
Aż prosiło się, żeby to uwiecznić na zdjęciach, ale niestety mój dotychczasowy sprzęt nie wytrzymał twardego spotkania z ziemią, kiedy moja młodsza córa próbowała robić przez okno zdjęcia gołębiom na dachu domu po przeciwnej stronie ulicy. Wtedy byłam na prawdę wściekła, ale płacz małej i jej przeprosiny, nie pozwoliły mi się długo na nią gniewać. Całe szczęście, że karta pamięci ocalała i odzyskałam wakacyjne sesje zdjęciowe dzieciaków. Uwielbiałam je fotografować, a w dodatku Nastka tak cudnie pozowała, że aż się prosiło o kolejne. Tamta cyfrówka i tak nie była wystarczająca na moje potrzeby, ale kiedy kupowaliśmy ją pięć lat temu, wydatek z rzędu pięciuset złotych i tak był dla nas ogromnym obciążeniem. Teraz mogłam sobie pozwolić na porządny sprzęt, w końcu z pieniądze zgromadzone na lokacie sama zarobiłam, więc i sama mogę wydać. W czasie tych przemyśleć zdążyłam naszykować dziewczynom śniadanie i zrobić kanapki do szkoły, bo nie uważałam za stosowne pożywiać się w szkole chipsami i batonikami. Potem obudziłam moje królewny, zagoniłam do łazienki i pospieszyłam z jedzeniem. Przed oczami widziałam jednak tylko jedno – nowy aparat. Szybko ubrałyśmy się i po napisaniu śpiącemu królewiczowi kartki, że ma zrobić zakupy, bo ja wrócę później, wyszłyśmy pospiesznie z domu. Emila szła z entuzjazmem, wszystko ją interesowało, szybko się zaaklimatyzowała, lubiła panią i koleżanki. Wiktoria dużo gorzej znosiła zmianę środowiska i dla niej pierwsze miesiące w szkole były koszmarem. Potem, kiedy się odnalazła i z chęcią zaczęła do niej chodzić, zaczęła się szara rzeczywistość. To w zasadzie dziwne, że dziecko w klasie pierwszej przez cały rok uczy się liter i czytać proste wyrazy, a na początku klasy drugiej ma przeczytać lekturę składającą się z pięćdziesięciu stron. Dlatego jej zapał szybko minął i teraz szła ze skwaszoną miną. Kiedy już obie dziewczyny zniknęły za drzwiami budynku, poszłam do banku, żeby zlikwidować lokatę i wypłacić z niej pieniądze. Nie miałam zamiaru wydać całych pięciu tysięcy polskich złotych, ale nie wiedziałam ile mi będzie potrzebne, a resztę postanowiłam przeznaczyć na opłaty na ten miesiąc. Kiedy weszłam do centrum handlowego poczułam się jak w raju. Na reszcie sama, bez marudzących dzieci, zrzędzącego męża i co najważniejsze z gotówką w portfelu i to wcale nie małą. Przechadzałam się pomiędzy butikami, ale wciąż ciągnęło mnie do jednego. Nie wytrzymałam i skręciłam w stronę sklepu ze sprzętem. Na widok profesjonalnych lustrzanek moje serce zabiło dużo mocniej. Młody chłopak z obsługi prowadził ze mną interesującą i wciągającą konwersację na temat każdego modelu, tak, że nie zauważyłam kiedy minęła godzina, a ja nadal nie byłam zdecydowana. Na szczęście o tej porze dnia w sklep świecił pustkami i mogliśmy dalej rozważać wszystkie za i przeciw. Przepuszczam, że gdybym była o dziesięć lat starsza i brzydsza, to szybciej by mu się znudziła ta rozmowa. Ale nie ukrywam, że schlebiało mi, jak ukradkiem spoglądał na moje kształty, starając się przy tym zachować totalny profesjonalizm. W końcu po dwóch godzinach naciągnął mnie na Nikona za trzy i pół tysiąca złotych, bo był rewelacyjny i w promocyjnej cenie do końca tygodnia. Cena trochę mnie przeraziła, już widziałam minę Karola, ale w tym momencie emocje były ważniejsze. Ja go po prostu musiałam mieć. Szczęśliwa wyszłam ze sklepu i już chciałam wracać do domu, kiedy mój wzrok zatrzymał się na płaszczyku w kolorze dojrzałej śliwki. Nogi same zaniosły mnie do butiku i potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Do płaszcza pasowały też jeasnowe rurki, i szpilki w podobnym odcieniu. Dziewczynkom kupiłam tuniki i dla Wiki legginsy, a dla Emilki spódniczkę. Nawet dla Karola wypatrzyłam taką sportową koszulę, żeby nie musiał się męczyć w eleganckich kiedy pójdziemy na jakąś imprezę rodzinną. Kiedy zmęczona zakupami poszłam na kawę i zobaczyłam nieodebrane połączenia od Karoliny, napisałam jej sms'a "Co chciałaś?", na co za chwilę otrzymałam odpowiedź "Już nic". Spokojnie dopiłam kawę, pozbierałam zakupy i powoli szłam w stronę domu, po drodze układając w głowie kogo uwiecznię na pierwszych zdjęciach. Otwierając drzwi z klatki spojrzałam na zegarek i okazało się, że jest już po czternastej, co mnie szczerze zdziwiło, bo nie odczułam takiego upływu czasu. Już na schodach dobiegły mnie hałasy dochodzące z mieszkania. Karol mówił coś podniesionym głosem, ale oprócz dziewczyn słyszałam też płacz dziecka, czyli moja kochana siostrzyczka już znalazła rozwiązanie swoich problemów. No tak na szwagra zawsze mogła liczyć.
Kiedy nacisnęłam na klamkę i zrobiłam pierwszy krok od razu spotkałam się ze zdziwionym i zdenerwowanym zarazem wzrokiem swojego męża.
– Gdzie byłaś do cholery tyle czasu? – zapytał podniesionym głosem patrząc mi prosto w oczy. Po jego minie widziałam, że coś się musiało stać, bo samą moją nieobecnością nie był by aż tak zdenerwowany.
– Spokojnie, przecież ci napisałam, że będę później. Nie czytałeś? – starałam się opanować jego emocje, bo w tej sytuacji chwalenie się zakupami, nie było by wskazane. Jednocześnie zrobiłam kilka kroków w głąb mieszkania, zmieniłam buty i delikatnie starała się ukryć nadmiar bagażu.
– Cześć siostra – przywitałam się jakby nigdy nic z Karoliną, która bujała na rękach zanoszącego się od płaczu Bruna.
– Hej – odpowiedziała młoda bez entuzjazmu w głosie. Zastanawiałam się , co tu się stało, że panuje taka grobowa atmosfera. – Możesz odpowiedzieć na moje pytanie? – powtórzył
23:16:16
z naciskiem mój małżonek.
– W sklepie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo postanowiłam, że przyznam się do ciuchów, a aparat na razie przemilczę.
– Tyle czasu byłaś w sklepie? I byłaś tak zajęta, że nie słyszałaś telefonów? – Karol dopytywał się, a jego ton zaczynał być niebezpiecznie głośny.
– Tak, tyle czasu, bo była jesienna promocja i przymierzanie zajęło mi chwilę. Nie pieklij się tak, tobie też coś kupiłam – odpowiedziałam z uśmiechem, wyjmując z torby jego koszulę.
– Nie prosiłem cię o kolejną szmatę. Mam w czym chodzić. Ile to kosztowało? – tym razem krzyknął na całego wymachując metką na której widniało sto dwadzieścia dziewięć złotych – Czyś ty zwariowała?
– Przestań krzyczeć, bo straszysz dziecko – starałam się panować nad emocjami, co nie było łatwe, tym bardziej, że Bruno, który już się uciszył, po ostatnim krzyku mojego męża, rozpoczął koncert od nowa – Karola weź go do sypialni i jakoś uspokój, bo mi głowa pęknie – poleciłam niezbyt miło młodszej siostrze.
– Jasne, a od waszej awantury, to ci nie pęknie – rzuciła na odchodnego i zniknęła w tym krzykaczem w sypialni.
– Skąd miałaś kasę na takie zakupy? – Karol kontynuował przesłuchanie, opierając się plecami o lodówkę i krzyżując ręce na piersiach.
– Z moich oszczędności – powiedziałam pewna siebie. Rzuciłam pozostałe torby na kuchenny stół, bo zepsuł mi całą radość z dzisiejszego dnia.
– Z naszych oszczędności chciałaś powiedzieć – odbił piłeczkę, akcentując słowo "naszych".
– Z moich zarobionych pieniędzy, które ty przeznaczyłeś na lokatę – postanowiłam nie dać za wygraną.
– Bo zaraz przestanę nad sobą panować kobieto...– zaczął mi wygrażać, co w obecnej sytuacji spowodowało tylko moją ostrzejszą reakcję.
– O co ci chodzi? Robisz mi awanturę o jakieś głupie zakupy? Bo raz w życiu chciałam się poczuć jak prawdziwa kobieta i nie szukać ubrań z drugiej ręki albo wyprzedaży? – tym razem ja przestałam panować nad swoim głosem, udając przy tym pokrzywdzoną przez los, do tego stopnia, że nawet zaszkliły mi się oczy.
– Nie o zakupy. A o to, że zrobiłaś je bez mojej wiedzy, przeznaczając na nie nasze oszczędności, które były bardziej potrzebne komuś innemu – Karol widząc moje łzy w oczach trochę odpuścił, zwinął dłonie i schował pięści do kieszeni, co oznaczało, że stara się nad sobą panować, po czym zaczął spokojnie rozmawiać.
– Komu były potrzebne? – zapytałam po chwili, kiedy usiadłam i udało mi się opanować emocje.
– Karolina przez przypadek zniszczyła nowy laptop Tomka, a roztrzaskanie o ziemię do gwarancji się nie zalicza. Nie chciała żeby się wkurzył, więc chciała pożyczyć od nas pieniądze i mu odkupić zanim wróci z delegacji. I wyobraź sobie, że dzwoniła do ciebie, żeby się poradzić, ale ty nie odbierałaś. Więc zadzwoniła do mnie, postanowiłem, że możemy jej pożyczyć część z lokaty, dzwoniła jeszcze raz do ciebie, zapytać o zgodę, ale nadal byłaś niedostępna, nie przerywaj kochanie – powiedział spokojnie, ale stanowczo – Więc poszliśmy do banku, a tam zgadnij co mi powiedzieli?
– A skąd mam wiedzieć? – tego się nie spodziewałam i nie potrafiłam na szybko nic wymyśleć.
– Że rano żona zlikwidowała lokatę i wypłaciła całe pieniądze – powiedział ostro zbliżając się do stołu, tak, że teraz opierał się dłońmi o jego blat i patrzył mi prosto w oczy.
– No, tak wyszło. Chciałam się odstresować i nie wiedziałam ile mi będzie potrzebne - odparłam nerwowo przełykając ślinę, bo kłamstwo nigdy nie było moją mocną stroną.
– Dobra, to daj mi dwa tysiące zaniosę Karolinie i niech idzie kupić ten laptop, a my się zajmiemy dzieciakami – mąż starał się załagodzić sytuację i znowu wystąpić w roli supermena dla szwagierki.
– Nie mogę ci dać dwóch tysięcy - uśmiechnęłam się gorzko.
– Jak to nie możesz? Własnej siostrze nie chcesz pomóc? – zapytał zdziwiony, odrywając się od stołu.
– Chcę, ale zostało mi siedemset złotych.
– Co? – rozległo się nie tylko w całej kuchni, ale chyba też we wszystkich mieszkaniach – Wydałaś cztery tysiące trzysta w jeden dzień? Na co do cholery, przecież nie na te szmaty?! – jego złość rzucała się w oczy, kiedy wyjął z kieszeni złożone w pięść dłonie, ale ja mimo to postanowiłam, że nie dam się stłamsić i wstając powiedziałam pewna siebie:
– Na aparat fotograficzny z trzy i pół tysiąca, bo w końcu ja też mogę mieć jakieś zachcianki za własne pieniądze – specjalnie podkreśliłam słowo "własne". 
Nagle zobaczyłam uniesioną dłoń i wściekłość, dosłownie furię, w jego oczach, nie zdążyłam nic zrobić, kiedy usłyszałam potworny huk...

1 komentarz:

  1. Ta baba z obrazka nie pasuje mi wcale do Agaty, po prostu jej nie cierpię.
    Poza tym wszystko jest okey, a to obrazki się powiększają jak się na nie kliknie to super bajer. Sama bym na to pewnie nie wpadła :D

    OdpowiedzUsuń