Fragment 4
Agata (Michalina)
Kanapeczka dobra na wszystko
– Jest wściekła, lepiej zawróćcie – powiedział Bartek, po czym wszedł do pokoju i zamknął po cichu drzwi.
– To ja może herbatki zrobię – zaproponowała siostra wchodząc jakby nigdy nic do kuchni.
– To ja kanapeczkę bym prosił szwagierko – poprosił Karol, a ja myślałam, że źle słyszę. Albo byli tak głupi, albo tak bezczelni.
– Z czym? I czy ktoś jeszcze chce? – zapytała Karolina radosna jak skowronek na wiosnę.
– Ze wszystkim co dobre i by się ładnie komponowało – odpowiedział jej mężuś wielce zadowolony.
– Ależ jasne – odparła młoda i przygotowała mu królewską kanapkę z ogórkiem, pomidorem i rzodkiewką, tak jakby z jedną z tych rzeczy nie wystarczyło, ale Karolina przecież musiała się szwagrowi przylizywać na każdym kroku.
– Agata co tak milczysz, my już w domku – zakomunikował mój mąż, tak jakbym nie zdążyła tego zauważyć.
– Dla was lepiej, żebym milczała – wycedziłam przez zęby, bo hamowanie narastającej wściekłości przychodziło mi z coraz większym trudem. Usiadłam przy stole, bo na stojąco zawsze robiłam się bardziej nerwowa.
– Maleństwo moje ma zły dzień. – Karol stwierdził z przekąsem robiąc przy tym taką smutną minę i zaraz dolał kolejnej oliwy do ognia. – Karolina zrobi tobie też kanapeczkę. Polepszy ci tym humorek.
– No pewnie – siostra się uśmiechnęła a ja miałam ochotę im ten humorek zdecydowanie pogorszyć.
– Kanapeczka jest dobra na wszystko. – Mężuś wygłosił swoją złotą myśl, która wręcz do reklamy się nadawała.
– Cóż, to może mnie wyleczy? – zapytałam z sarkazmem i z ciekawością obserwowałam jak zareagują. Karolina jakby nie słyszała moich słów i zadowolona z siebie postawiła przede mną kanapkę z namalowanym ketchupem uśmiechem. Mąż popatrzył z troską i przykucnął obok mnie, co doprowadziło mnie na skraj wytrzymałości.
– Uważaj, bo się zarazisz. – Dosłownie plułam jadem.
– Chora jesteś? Nie wiedziałem… – Nadal bez zająknięcia grał rolę zatroskanego i przejętego męża.
– No właśnie… – Karolina była bardziej zdziwiona, niż zmartwiona, ale to mnie akurat nie dziwiło, bo nie spodziewałam się fali opiekuńczości z jej strony. – Co ci siostra?
– Byłaś już u lekarza? – zapytał i zaczął mi się uważnie przyglądać.
– Ja też nie wiedziałam… – zaczęłam, ale on jak zwykle nie dał mi dokończyć.
– To co ty pleciesz? – dopytywał dalej bo widocznie nie zauważył żadnych niepokojących objawów, które mogły by świadczyć o chorobie.
– Czemu inni wiedzą, że jestem chora, tylko nie ja? – zapytałam wprost bo widziałam, że na nich aluzje nie działają.
– Bo często krzyczysz, myślą, że to taka choroba. – Karol udzielił mi spokojnie wyjaśnienia, po którym dopiero miałam ochotę zacząć krzyczeć. On ze mnie jawną wariatkę robił i jeszcze miał z tego ubaw.
– O no dokładnie. – Młoda jak zwykle dokładała swoje trzy grosze.
– Koledzy nawet co z nimi piwko pijam mawiają, że tylko ciebie z okien słychać. – Wstał ucieszony i zbił piątkę ze szwagierką, co przesądziło sprawę.
– Mnie to dopiero zaraz usłyszycie – powiedziałam wolno wypowiadając kolejne słowa.
– Karol, a nas to chyba Bartek wołał – opowiedziała rezolutnie siostra i zrobiła kilka kroków w stronę pokoju.
– Wróć – zażądałam.
– To ja może do Tylera, a wy sobie tak po damsku. To na razie. – Karol też próbował się zmyć. Wstałam z tego cholernego krzesła, bo moja furia osiągała już szczyty i oparłam się ręką o blat.
– Angela miała jakiś problem to ja wrócę potem. Pa. – Siostrzyczka też wymyśliła sobie unik.
– Jak stąd wyjdziesz to nie wrócisz – syknęłam wbijając wzrok w męża, który oczywiście nie zatrybił.
– Do kogo to było? – zapytał zaciekawiony i oparł się o lodówkę.
– A ty do mnie czy do niego? – Karolina też nie pozostawała w tyle.
– Do ciebie kochanie – odparłam najsłodziej jak potrafiłam.
– To chyba do ciebie, cześć, pa , na razie – wyrzucała kolejne słowa siostrunia i już była w drzwiach kuchennych.
– Czyli do kogo? – Karol wykazywał się dzisiaj totalnym zaćmieniem umysłowym. – Czekaj tu młoda. – Przystopował ją.
– Ale do mnie nie mówiła – broniła się jak mogła.
– Załagodź sprawę. Do ciebie mówiła, tobie też kochaniuje. Ja wychodzę. – Zakomunikował stanowczo, a ja miałam wrażenie, że kompletnie zapomnieli o mojej obecności.
– Nie bo ja wychodzę. – Karolina zaczęła się nerwowo wykłócać.
– Jak jej minie faza wrzasku puść sygnał. – Mąż zdawał się być głuchy na jej argumenty.
– Chyba ty. – Siostra odbiła mu piłeczkę, a ja zastanawiałam się jak długo wytrzymam tą żenującą sytuację.
– Albo nie puszczaj. Sam usłyszę jak przestanie, znaczy wtedy przestanę słyszeć… – Karol dalej ciągnął swoje z miną pokrzywdzonego dziecka, co doprowadziło mnie do furii. Nie zastanawiając się dłużej oderwałam się od blatu i energicznym ruchem skierowałam się do drzwi wyjściowych, wymijając po drodze zdziwioną siostrunię, która właśnie wtedy znów wygłaszała swoje racje:
– Ja idę z tobą, albo sama, ale nie zosta…– Nie dokończyła, bo właśnie wtedy robiłam pierwszy krok na klatkę schodową. Zanim pierdolnęłam drzwiami usłyszałam jeszcze – I zjebałeś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz