Fragment 2
Karol (Gizmo)
Razem przetrwamy wszystko
Życie zmusza nas do różnorodnych rozwiązań. Pamiętam to jak dziś, gdy Agata wróciła do domu zaryczana z informacją, że jej rodzice nie żyją. Niby nie było to nic dziwnego, bo ludzie umierają, ale ją dotykał fakt, że od kilku lat nie miała z nimi kontaktów na odpowiednim poziomie. Przy każdym spotkaniu wypominali jej, że się źle ożeniła, a ja nawet z nią tam nie wpadałem, bo i po co?
By słuchać, że nie jestem w stanie zapewnić ich córce i wnuczką odpowiedniego poziomu egzystencji? Wtedy jednak było mi przykro. Moja żona cierpiała, a ja wraz z nią, jak wypadało na męża. Pojawił się też problem co zrobić z Agaty rodzeństwem, młodzi trafili do pogotowia opiekuńczego, a my braliśmy chwilówkę na to by zapłacić gigantyczny rachunek za prąd, bo palenie w piecu wydawało się nawet kosztowniejsze, niż owy prąd. Potem były święta, spędzaliśmy je wraz z Karoliną i Bartkiem, wtedy ja podjąłem decyzje, że młodzi trafią do nas. Zdobyłem zatrudnienie, papierek o niekaralności, nie licząc drobnego gówniarskiego wybryku. Uczęszczałem na wszystkie kursy i marnowałem czas na to, bo… bo po prostu było warto. Ta dwójka gówniarzy to była jej rodzina, gdybym to ja miał młodsze rodzeństwo z pewnością nie zawahałaby się i uczyniła dla mnie to samo w podobnej sytuacji.
Zamyśliłem się nad albumem ze zdjęciami, a Wiktoria marudziła:
– Tato przeóż kaltke.
– Już, już kochanie. Przepraszam, ale się zamyśliłem – odrzekłem małej i pocałowałem ją w czółko jednocześnie spełniając jej prośbę.
– Tato, Baltek! – zawołała radośnie Wika, a ja spojrzałem na chłopca. Miał dziesięć lat i całą twarz miał w piance służącej do golenia. Przez chwilę wspomniałem tamte czasy.
Wika była mała, miała zaledwie roczek. Dopiero co zaczynała dreptać i to tylko przy meblach, z uwagi na własną ostrożność, by się czasem nie wywalić. Tak… Wika zawsze umiała zadbać o samą siebie. Chyba miała to po Karolinie – Agaty siostrze. Z kolei Bartosz był zupełnie inny, często się martwił, przejmował, obwiniał… Teraz widziałem obraz sprzed ponad roku przed swoimi oczami. Obraz dnia, w którym zostało zrobione właśnie to zdjęcie Bartusia z moją pianką do golenia na swojej brodzie.
Moja pamięć podsunęła mi obraz gdy sam stałem w łazience przed lustrem i usiłowałem się dobudzić i doprowadzić do stany używalności.
– Dzwonili z Providentu – oznajmiła moja żona, wchodząc mi do łazienki.
– Za tydzień im wszystko wyrównamy – powiedziałem, a mój głos był tak niepewny jak jeszcze nigdy dotąd.
– To samo mówiłeś tydzień temu – rzuciła oburzonym tonem i wyszła, trzaskając drzwiami.
Nie przejąłem się tym zbytnio, miała powody się złościć i martwić. Ogólnie gdyby nie długi, to mielibyśmy idealne życie. Byliśmy zgodni, mało się kłóciliśmy, praktycznie wcale, kochaliśmy siebie i dzieci, ale oczywiście polskie państwo ma chory system i nie dało nam szansy na lepsze życie. Już jako małolat uważałem, że lepiej kraść niż pracować za marne tysiąc złotych co ledwie starcza na opłaty.
– Co robisz? – zapytał Bartuś, wchodząc do łazienki.
– Staram się ogolić – odpowiedziałem.
– Aha, masz brodę jak Mikołaj taką białą – powiedział z uśmiechem.
– To nie broda, a pianka do golenia.
– Mogę siku? – zapytał.
– Pewnie, sikaj, nie będę patrzył, obiecuję – odpowiedziałem i goliłem się dalej, by po chwili znów usłyszeć pytanie.
– Kłóciliście się? – zapytał chłopięcy głosik, należący do tego stojącego przy mnie.
– Nie, twoja siostra czasem lubi sobie trzasnąć drzwiami.
– To na pewno nie przez nas? – dopytywał.
– A dlaczego miałoby być przez was? – zapytałem i przykucnąłem przed nim.
– Bo tu jesteśmy, a ty może nas nie chciałeś. Nie dość, że wam ciężko to my się jeszcze pojawiliśmy.
– Bartek, nie opowiadaj głupot. Damy radę, a was chcieliśmy. Nasze problemy są tylko przejściowe, a wy nie macie z nimi nic wspólnego – powiedziałem i naprawdę było mi szkoda dzieciaka. Jego rodzice zmarli, spędził kilka tygodni w pogotowiu opiekuńczym, zanim nam przyznali opiekę, a na dodatek teraz czuje się niechciany. – Chcesz też mieć taką brodę? – zapytałem.
– Pewnie, a pokażesz mi jak ją zgolić? – Poczułem przypływ dziwnej radości i dumy, gdy po tych słowach się uśmiechnął.
Był bratem mojej żony, moim szwagrem, ale to na nas spadło jego wychowanie. Nałożyłem mu sporą ilość pianki do golenia na brodę i policzki, a potem wręczyłem maszynkę jednorazową. Całkowicie nową i wciąż z tym plastikiem na ostrzu, naturalnie go nie ściągałem.
– Teraz zbierasz te piankę i płuczesz w wodzie i tak dopóki ta piana nie zniknie – mówiłem do chłopca, który stał na drewnianych schodkach bo nie sięgał do umywalki.
– Mogę spać u koleżanki? – zapytała Karolina, otwierając bezceremonialnie drzwi do łazienki. To akurat miała po swojej siostrze, obie zawsze ładowały się wszędzie bez pukania i pytania.
– Tak, tylko powiedz u jakiej – usłyszałem odpowiedź mojej żony, choć pytanie było wyraźnie skierowane do mnie.
– U Zosi.
– Nie ma mowy! – wtrąciłem się w ich dyskusję. Wyszedłem też z łazienki i stanąłem między kuchnią, a łazienką, czyli tak jakby między moją żoną, a jej nieletnią siostrą.
– Dlaczego? – zastękała moja mała szwagierka.
– Jej matka wraca pijana każdego dnia, ojca niema, a ty chcesz tam spać? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Ale jej mama będzie na nocce – rzekła, marszcząc złowrogo czoło.
– Tym bardziej nie.
– Ja idę spać do Zośki i mnie nie interesuje, że ty się nie zgadzasz! – powiedziała naburmuszona i dotykała wskazującym palcem mój nagi brzuch, jakby mi grożąc. Zawsze mnie dziwiło, że pierw pyta się o wszystko mnie, a dopiero potem Agaty, przecież to ona była jej siostrą. Młoda jakby liczyła zawsze na moją większą tolerancje, tylko przez to, że pochodzę z nie elitarnej rodziny. Dziwiło mnie też, że tak ochoczo mnie dotyka, ale zbagatelizowałem to wtedy, bagatelizowałem to nadal. Wciąż nie wierzyłem, że mogę być dla siostry mojej żony jakimkolwiek obiektem, a już z pewnością nie seksualnym.
– Ty, smarku mały, akurat nie masz nic do gadania. Zostaniesz w domu i koniec tematu.
– Nie jesteś moim ojcem by się rządzić! – krzyknęła Karolina i przestała dotykać mojego brzucha. Jakby jej uwielbienie do mnie natychmiastowo przepadło w zapomnienie.
– Ej, ej siostra. Kim ty jesteś, by się tak do niego odzywać? – zwróciła jej uwagę Agata.
– Wszyscy jesteście pierdolnięci! – krzyknęła i pobiegła do pokoju, a moja żona chciała pójść za nią, ale ją powstrzymałem.
– Zostaw ją, nic jej nie będzie. Ja do niej potem pójdę i porozmawiam. Gdzie jest jakaś wyprasowana koszula?
– Przyniosę ci, może być turkusowa?
– Może – odpowiedziałem.
Po chwili byłem już ubrany w dżinsy i koszulę. Stałem w kuchni obejmując swoją piękną żonę podczas gdy ta smażyła naleśniki.
– Nasza dziewczynka śpi? – zapytała.
– Tak. Z Karoliną też już dobrze – odpowiedziałem.
– Może sprzedaj ten zegarek, a ja sprzedam biżuterię, mam dwa łańcuszki jakiś pierścionek, nasze obrączki… – głosiła swoją propozycję znów wchodząc na niewygodny i nieprzyjemny dla nas obojga temat.
– Przestań, to jedyne co mamy. Pozbędziemy się tego, gdy będzie naprawdę ciężko, czyli gdy nie będzie za co jeść, póki co nie wysprzedawajmy pamiątek. Zegarek dostałem na osiemnaste urodziny od matki, wiesz ile na niego odkładała?
– Dobra, może masz rację. Pieniędzy starczy nam maksymalnie na tydzień. Co potem? – zapytała i odwróciła się do mnie.
– Agatko, już nieraz tak było. Nie pytaj, co potem bo jeszcze sam nie wiem, ale przez tydzień coś wymyślę. Jednego jestem pewien, będziemy razem, przetrwamy wszystko i damy sobie radę. Wychowamy dzieci na porządnych ludzi, będą chodziły do szkoły i nie włóczyły się po ulicach jak te dzieciaki z naszego sąsiedztwa, a w końcu będziemy szczęśliwi. Los się musi przecież kiedyś odmienić.
Sam nie wierzyłem w to, co mówiłem. Los się musi odmienić – kurwa, żyję ciągle na tym samym, marnym poziomie i jakoś do tej pory się nie odmienił. Szef nie dawał nowych zleceń, bo go przyskrzynili ostatnimi czasy. Poza tym to nawet nie był gangster, to był pionek. Jednak miałem coś więcej niż ci bogaci. Zawsze miałem oparcie w żonie, rodzinę, do czego wracać nawet po kilkunastogodzinnej harówce i nie być zmęczonym psychicznie tą rodziną, choć padać ze zmęczenia fizycznie.
– Uśmiechnij się – jej głos wyrwał mnie z tego całego pesymizmu. Jej usta na czubku mojego nosa również.
– Kocham cię – dodała i pocałowała mnie w usta.
– Naleśniki spalisz – stwierdziłem, gdy już się ode mnie odkleiła. – Ale mimo to cię kocham – dodałem i skubnąłem ją w ucho wargami.
– Wydrukuj zdjęcia z karty pamięci, Bartek z maszynką do golenia wyszedł przezabawnie – powiedziała odwracając naleśnika na drugą stronę.
Nagle poczułem aż ktoś zatapia swoje małe ząbki z moim ramieniu, ale niezbyt mocno, wręcz delikatnie, tak by mnie zrobić mi krzywdy, a zwrócić na siebie uwagę.
– Co ty robisz? – zapytałem się córki, dzięki której powróciłem do rzeczywistości i odsunąłem od siebie wspomnienia, które nie tak bardzo różniły się od teraźniejszości, bo nasz los od wtedy do dnia dzisiejszego się nie odmienił.
– Bo znów nie oblacas – rzekła z marsem na czole ta mała siedząca na moich kolanach. – I tu tzymasz, o tu. – Wskazała na mój palec. – I ja nie mogę tes – dodała pośpiesznie z takim zabawnym, wręcz typowo kobiecym przejęciem.
– Facet z takim niecierpliwcem będzie miał przerąbane, po mamusi to masz – powiedziałem do córki i przerzuciłem stronę.
– W pełni się zgadzam – wyznała Karolina. – Co oglądacie? – zapytała i stanęła za mną, objęła moją szyje, tak jak Agata zawsze to czyniła. Ułożyła swoją bronę wygodnie na jednym z moich ramion. Moje serce przyspieszyło tempa, choć przecież nie powinno.
– Idziecie w końcu na te naleśniki czy nie!? – zawołała Agata.
– Idziemy, idziemy – zawołała Karolina, a Agata ją przedrzeźniła.
– To my z Bartoszem tak po męsku postąpimy – zaoferowałem siebie i Bartka do pracy, bo wiedziałem, ze on uwielbia nam pomagać.
– Czyli co zrobicie? – dopytywała moja żona.
– No pójdziemy z tym dywanem co jest na nim pełno piasku z doniczki…
– Ziemi – poprawiła mnie Aga nakładając naleśniki na talerze.
– A no tak, ten kto wysypał, ten najlepiej wie co – rzekłem z uśmiechem.
– Ale ten twój mąż siostra dzisiaj czepialski – powiedziała Karolina.
– Nie gadajcie tylko jedźcie nim wystygnie, bo podgrzewać wam nie będę – uprzedziła nas moja żona. Rzeczywiście z naszej rodziny nikt nie lubił naleśników na zimno, wszyscy jedli na ciepło, choć każdy z czym innym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz